Dalej...

piątek, 17 maja 2013

"Znudzone życiem" Rozdział 7


*perspektywa Camille*

*tydzień później*

-No dalej, dziewczyny! Mecz już za tydzień! Do tej pory musicie mieć już wyćwiczony układ! –krzyczała pani Cast podczas treningu cheerleaderek.
 Wiedziałam, że trenerka ma rację, więc spięłam się i starałam się jeszcze bardziej. Nagle poczułam, że ktoś z tyłu… potyka się o moją nogę.
-Aaaa! –usłyszałam krzyk Amandy.
-O maj gaasz! Mandy! Jesteś cała?! –zaczęła krzyczeć Valery.
-Nieee… -płaczliwym tonem odpowiedziała Amanda- Okropnie boli mnie noga.
-Weźcie ją do pielęgniarki. –powiedziała trenerka.
-Ty! –wskazała na mnie Amanda- To Twoja wina! Podstawiłaś mi nogę!
-Słucham?! Obie dobrze wiemy, że to nieprawda! –odparłam oburzona.

*pół godziny później*

-…A ona tylko jęczała i jęczała, że ją okropnie boli, że musi jechać do szpitala… bla, bla, bla. –powiedziałam do Blanci.
-Cała Ananda. –westchnęła Blan- I co w końcu z tą nogą? Skręcona? Złamana?
-Coś o wiele gorszego! Będzie miała… siniaka! –udałam przerażoną minę.
Obie parsknęłyśmy i śmiechem i już więcej nie wracałyśmy do tego tematu.
-No. To teraz mów. –spoważniałam.
-Ale co mam mówić?
-Jeszcze pytasz! Kiedy idziesz na następną randkę z Crisem. Cały tydzień tylko: „Cris jest taki słodki. Cris się do mnie uśmiechnął w szkole. Cris zrobił to. Chris jest taki….”
-Nieprawda…
-Jaaasne. Wmawiaj to sobie. –przewróciłam oczami- No mów!
-Cóż… Zaprosił mnie na następny mecz. –powiedziała powoli- Ale… Ale ja już sama nie wiem!
-Boże… Weź już mnie nie wkurzaj nawet. Nie wiesz? Nie wiesz?! Za to ja dobrze wiem, że wiesz!
Blanca zamrugała ze zdziwieniem i westchnęła.
-Ooo!!! Jeszcze wzdychasz! Wzdychasz! I powiedz mi, proszę, czego ty niby nie wiesz?!!
-No, bo.. Ten mecz jest w następną sobotę… I jeszcze będą tam wszystkie cheerleaderki… -powiedziała cicho Blan.
-Mnie się boisz?! –weszłam jej w słowo.
-No, nie… Raczej konkurencji…
-Aaa…  Czyli mnie nie uważasz za konkurencję, tak? –udałam złą.
-Co? Nie, no po prostu ty przecież… Ty masz Chace’a. –wyszczerzyła się Blan.
-O… Przegięłaś. –rzuciłam się na Blancę i zaczęłam okładać ją poduszką.
-Przecież się kochacie!
-Kocham go tak jak ty kochasz pryszcze! –krzyknęłam dalej bijąc ją poduszką.

* tydzień później *

-Dalej Lwy!!!! Nie daj się Cris!!! Szkoła Westerfield wygra!!! –trybuny były pełne kibiców dopingujących drużynę Lwów.
 Nasza szkoła, gimnazjum Westerfield w Londynie, posiadała jedną z najlepszych męskich drużyn piłki nożnej. Nasi przeciwnicy, Raki, byli trudni do pokonania, ale miewaliśmy już większą konkurencję. Koniec pierwszej połowy. Teraz zawodnicy drużyn schodzą z boiska, Blan siedzi na trybunach i nie spuszcza oczu z Crisa, a ja i drużyna cheerleaderek, zaczynamy nasz układ. Koniec przerwy. Lwy i Raki wracają na boisko, a kibice krzyczą jeszcze głośniej.
-Camille, podejdź tu do mnie na chwilę. Z Twojej torby wypadło… coś. –poważny ton głosu trenerki mnie zaniepokoił.

*2 godziny później*

-No i teraz jestem zawieszona w tym… no… byciu cheerleaderką na dwa miesiące. –powiedziałam Blance, płacząc- Rozumiesz? Dwa miesiące!!!
-Czekaj, czekaj… Powoli. Za co jesteś zawieszona?
-Za… No bo… Trenerka… Ona mi powiedziała, że Amanda… Że ona… -kolejny wybuch płaczu.
-Spokojnie Cam. Powiedz mi o co chodzi.
-Że Amanda szła… I zaczepiła o moją torbę… I wypadła z niej… Paczka papierosów. –wykrztusiłam.
_________________________________________________________________
Strasznie przepraszam, że dopiero teraz, ale, tak samo jak Wera, nie mogłam się jakoś zebrać w sobie, żeby to napisać....

Ola

poniedziałek, 6 maja 2013

"Zmęczone życiem" Rozdział 6


*perspektywa Blanci*
Biegłam do pokoju Camille tak szybko, że o mało co nie spadłam ze schodów, 5 razy. Byłam strasznie podekscytowana tym co wydarzyło się po treningu. Nie mogłam się doczekać aż opowiem wszystko Cam. Otworzyłam drzwi z takim rozmachem, że aż stłukłam jej ulubiony kubek. Jednak nie przejęłam się tym i wskoczyłam na jej łóżko. Chyba znowu przerwałam jej czytanie książki ;).
-No mów. Co tym razem??!-powiedziała zirytowana Cam
-W życiu nie zgadniesz! Nigdy! Never ever! –odparłam
-Dobra, dobra. Gadaj.-odchrząknęła
-No dobra. Wyobraź sobie, że idę sobie do szatni z colą w puszce. Byłam zmęczona, więc przymknęłam oczy i nagle łubudu i chlup! Podnoszę wzrok, patrzę, a tam to ciacho Crisitian*. Patrzę dalej, a tam na jego koszulce moja cola. Myślę sobie: ale za mnie idiotka. No i zaczęłam go przepraszać, i w ogóle. I wtedy on się tak strasznie słodko uśmiechnął, i  powiedział, że to nic. Pewnie myślisz, że to już wszystko i tu cię zaskoczę, bo nie! Oprócz tego mówił jeszcze, że dzisiaj dałam czadu na treningu, zaprosił na ich jutrzejszy mecz. A samą wisienką na torcie było to, że z tym swoim pięknym uśmiechem zaprosił mnie na szarlotkę po meczu!! Aaaaa, super prawda?!!!!  - skończyłam swój monolog
-NIE WIERZĘ! Ten Crisitian, to ciacho, zaprosił cię na ciacho!! Ale czaaaaad!!- wstałyśmy i zaczęłyśmy skakać po pokoju
-No, moja droga, musisz się nieźle odstawić, żeby zrobić dobre wrażenie. –powiedziała z powagą Camille
-Wiem, wiem, ale teraz chodźmy obejrzeć ten film. Muszę się odstresować.


*następny dzień, godzina przed meczem*
-Jezu, Cam, kompletnie nie mam w co się ubrać!- powiedziałam zrozpaczona.
-Blanca, dziecino, ogarnij się, najważniejsze jest wnętrze, a ty tu się ciuchami przejmujesz.-odparła ze stoickim spokojem.
-Serio?!! I ty to mówisz?!! Nie wierzę. Powtórz, bo muszę to nagrać.
-Haha, śmieszne. Nie jestem taka płytka jak ci się wydaje.
-Dobra. Świetnie, a teraz pomóż mi się wyszykować.
-Boże, czemu ja to robię?-powiedziała sama do siebie.
Kilka minut zajęło nam przygotowanie mnie. Byłam zadowolona, bo wyglądałam całkiem nieźle. Nigdy nie uważałam się za jakąś piękną, ale kompleksów też nie miałam. Tutaj w Anglii wszyscy oglądają się za Latynoskami, a za Hiszpankami szczególnie.  Chciałyśmy się jeszcze najeść, więc zeszłyśmy na dół, do kuchni. Camille nigdy nie jadła dużo, ale anorektyczką też nie jest. W sumie jesteśmy takich samych rozmiarów, ale różnica jest jedna, ja kocham jeść i mogę to robić cały czas. Dobrałyśmy się już do lodówki, zaczęłyśmy pochłaniać wczorajszą pizzę tak, że całe twarze miałyśmy w sosie.  Jemy sobie spokojnie, a tu nagle dzwonek do drzwi. Byłam pewna, że to mama zapomniała czegoś z domu, więc nawet się nie wytarłam. Otworzyłam drzwi.
-Hej, nie przeszkadzam? Przepraszam, że przyszedłem, ale pomyślałem sobie, że może pójdziemy razem na mecz. – powiedział Cristian. Tak Cristian. Co za wstyd?!! Teraz już do końca życia będzie na mnie krzywo patrzył. Stałam i nie wiedziałam, co powiedzieć, więc Cam wkroczyła do akcji:
-Hej, hej. Nie przeszkadzasz. Blanca zaraz się ogarnie i możecie iść.
-Tak właśnie. Zaczekaj w kuchni. Może chcesz coś do picia?-uśmiechnęłam się najsłodziej jak tylko mogłam.
-Nie, dziękuję, nie rób sobie kłopotu. Tak przy okazji, masz bardzo ładny uśmiech.-powiedział.
-Dzięki. Zaraz wracam. Obiecuję. Minutka i jestem.-Gdybym nie miała tej warstwy sosu na twarzy, pewnie od razu zobaczyłby jakiego buraka strzeliłam. Pobiegłam na górę i szybciutko przywróciłam się do porządku. Naprawdę zajęło mi to minutkę.
-Możemy już iść.-powiedziałam z uśmiechem.
-Ok. Na razie Cam. Do zobaczenia.-z tym swoim hiszpańskim akcentem odparł Crisitian.
Wyszliśmy i tyle Cam nas widziała.


*kilka godzin później, po meczu*
-Halo, Cam?
-No tak, ja, ja, a kto inny?
-No nie wiem.
-Opowiadaj lepiej jak było na randce.
-Lepiej usiądź, bo jak zacznę mówić, to zemdlejesz.


______________________________________________________________
*(Crisitian- kapitan szkolnej drużyny piłki nożnej prawie od zawsze, napastnik, football to jego całe życie, ulubiony piłkarz to Fernando Torres, wszystkie dziewczyny się za nim oglądają, jest popularny, ale nie lubi tych całych szkolnych ‘gwiazdorów’. Postać wzorowana na Cristianie Tello. Tak troszkę. ;))
_________________________________________________________________

Napisałam. Przepraszam, że taki krótki i że tak późno, ale nie mogłam się zebrać, żeby napisać. W najbliższym czasie Ola powinna dodać nowy rozdział. Dziękuję za przeczytanie i czekam na opinie. ;)
Weronika :)