*perspektywa Camille*
Podeszłyśmy z Blancą w stronę zbiegowiska.
-... Widziałam je OBIE ostatnio w jakiejś podejrzanej uliczce. OBIE paliły. -powiedziała Amanda odgarniając włosy do tyłu.
-To pewnie dlatego Blanca tak broni Camille. -westchnęła teatralnie Valery.
-Breeeedziiiisz... -powiedziałam na tyle głośno, żeby te dwie mnie usłyszały.
-Cam... -zaczęła Blanca, prawdopodobnie chcąc uniknąć kłótni.
-Amanda nigdy nie bredzi! Bredzisz? -Valery zwróciła się do Amandy, wywołując liczne chichoty.
-Zamknij się. -syknęła Amanda i zwróciła się do mnie.- Sugerujesz, że kłamię?
-Wiem, że kłamiesz. Sądzę, że zorientowałabym się, gdybym paliła. Tym bardziej wiedziałabym, gdyby Blanca zaczęła.
-Jaaasne... A te L&M'y w Twojej torbie to pewnie ja podłożyłam, co? -prychnęła Amanda.
-Skąd wiesz, że to L&M'y? -usłyszałam głos Chace'a. Nawet nie słyszałam, kiedy podchodził.
-Ja... Przecież... Przecież trenerka mówiła... Kiedy ochrzaniała Camille. -powiedziała dziewczyna wyraźnie dumna, że udało jej się to tak szybko wymyślić.
-Nie. Nie mówiła. -poprawiłam ją.
-Jasne. Teraz mnie oczerniaj. -prychnęła Amanda- To ci się nie uda. Wszyscy wiemy jaka jest prawda.
-Prawda jest taka, że Cam nie pali, a ty zazdrościsz jej urody i umiejętności. -zarumieniłam się słysząc Chace'a mówiącego coś takiego.
-Pff... -prychnęła Amanda i odwróciła się do nas plecami.- Nie chce mi się już z Wami rozmawiać.
-Nie myśl o niej. Wszyscy dobrze wiemy, jak jest w rzeczywistości. -powiedział Chace.
-Rany... Dzięki za... to. -wskazałam ręką na mniejszą już grupkę otaczającą Amandę.- To, co powiedziałeś... Serio tak myślisz?
-Kotek... Przecież wiesz, jak ja Cię kocham. -odparł Chace obejmując mnie ramieniem.
-Jeeezu... -z bezradności schowałam twarz w dłoniach. To był ten Chace, którego znałam i zdecydowanie nie kochałam.- Daruj sobie.
-No nie złość się kochanie...
-Nie mów tak do mnie! -przerwałam mu.
-Okej, okej... Wyluzuj. Może w ramach swojej wdzięczności, dasz się zaprosić do "Kryształki" na sernik?
-Masz dzisiaj pecha... Nie lubię sernika.
-Lody?
-Muszę?
-Musisz. -wtrąciła się Blanca.
-Musisz. -dodał Cris.
-Musisz. -dorzucił Chace.
-Jezu.. -spojrzałam na nich lekko przerażona.- Dobra.
*tydzień później*
-Pa... -pocałowałam Chace'a w policzek na pożegnanie.
-Do zobaczenia. -zaświergotała Blanca całując Crisa.
Weszłyśmy do (mojego) domu i od razu skierowałyśmy się do kuchni.
-Nie mamy, no to znaczy ja nie mam, co na siebie założyć. -zaczęłam jęczeć od progu.
-Czekaj, co? Przecież jesteś ubrana. -odpowiedziała Blanca, patrząc na mnie jak na idiotkę.
-Boooże... Miałam na myśli naszą jutrzejszą podwójną randkę.
-A... Ty o tym. No ja też.
-Idziemy na zakupy. Już.
-Serio? Ale przed ogniskiem tak się obkupiłyśmy...
-Buty tylko chcę. Nie wiem, czy pamiętasz: ja wtedy kupiłam jedną parę...kapcie. -powiedziałam, na co Blanca wybuchnęła śmiechem.
-Dobra. -wykrztusiła.
*godzinę później*
-Będziesz mi pożyczać te buty, jasne? -spytała poważnie Blanca.
-Jasne -roześmiałam się.
-Wiesz co...? Bo w tym ciemnym kinie to i tak nikt nie zauważy, że masz stare buty, no i wiesz...
-Nieee, nie, nie, nie, nieee... To ja w nich jutro idę. -przerwałam Blance z uśmiechem.
-Cam...
-No?
-Patrz. -wskazała palcem.- Amanda. Znowu.
-Podsłuch? -spojrzałam na Blan z miną przebiegłego kota.
-Podsłuch.
Podkradłyśmy się jak najbliżej Amandy, rozmawiającej akurat z Valery i włączyłyśmy dyktafon w telefonie.
-Musisz być bardziej ostrożna, jasne? -zasyczała Amanda.- Znowu prawie się wydało, że to MY podłożyłyśmy te fajki do torby Camille.
-Ale dlaczego ja mam być bardziej ostrożna?
-Bo to Twoja wina! -powiedziała Amanda już głośniej.- Trenerka uwierzy we wszystko co tylko powiem. Dyrektorka też jest naiwna, ale z resztą cheerleaderek i ogólnie z tymi frajerami ze szkoły już nie będzie tak łatwo. Rozumiesz?
-Zaraz... Powoli... -Valery ze zdziwieniem zamrugała oczami.- Czyli co? Z kim mam pogadać?
-Z nikim masz nie gadać! Nic nie mów! Wszystko psujesz!
-Okej... To daj znać jak już będę mogła mówić. -uśmiechnęła się Valery.
Amanda westchnęła bezsilnie, odwróciła się i poszła do łazienki.
-Idziemy? -spytała bezgłośnie Blanca.
-Nie. -odparłam wyłączając dyktafon.- Myślę, że mamy już wszystko.
_______________________________________________________________________
Kolejny rozdział dodajemy tak szybko w nagrodę za tak długie oczekiwanie na 8. ;)
Obiecujemy, że to więcej się już nie powtórzy :).
xoxo Ola i Weronika
czwartek, 25 lipca 2013
"Zmęczone życiem" Rozdział 8
*perspektywa Blanci*
Mam już tego serdecznie dość. Kiedy przechodzimy korytarzem,
za każdym razem, ktoś wytyka Cam palcami, szepcze jakieś idiotyczne rzeczy na
jej temat. Rozumiem, że to straszne, że 15-latka miała w torbie paczkę
papierosów, ale czy ktoś udowodnił, że należą do niej? Nie. No właśnie. Znam
Cam od dziecka i dam sobie rękę uciąć, że nie miała z tym nic wspólnego. Za to
moja intuicja podpowiada mi, że Amanda maczała w tym swoje obślizgłe, wymanicurowane
paluchy.
-Cam! W tej chwili się uspokój. To tylko banda frajerów z
głupiego gimnazjum. Wiem, że obchodzi Cię opinia innych, ale może pomyśl co
sądzi o Tobie sąsiadka z naprzeciwka, a nie te głąby.
-Ale wiesz jak mi ciężko? To nie Ciebie wszyscy chcą wysłać
do poprawczaka. A już gdyby mogli, to spaliliby mnie na najbliższym ognisku
klasowym.
-Nie no, dość! Jak obiecasz, że weźmiesz się w garść, to
najpierw idziemy na zakupy a potem robimy piżama party, hmmm??
-No dobra, w końcu musimy przygotować się na ognisko
pożegnalne Pani Rosello*. A i nie mam co na siebie włożyć. U mnie czy u Ciebie?
-U mnie.
-Super. Chodźmy już do klasy, bo polonistka znowu nie da nam
żyć za te spóźnienia.
*centrum handlowe, po
lekcjach*
-Jeju, ale się obkupiłam, mama nie wpuści mnie do domu.-powiedziała
Cam
-Ej, ale nocujesz u mnie!-krzyknęłam
-No, ale Twoja mama tez może Cię nie wpuścić. Masz 4, pełne
ubrań, butów i dodatków, torby.
-Daj spokój, jej też coś kupiłam, może da się przebłagać.
-Patrz!-krzyknęła, ale w miarę cicho Cam- przecież to nasza
Królowa Kiczu ze swoja jednoosobową świtą.
-O! Faktycznie! Swoją drogą fajna nazwa Cam.
-Dzięki. Chodź bliżej.
-No i mówię Ci, na tym ognisku Chace nie będzie mógł oderwać
ode mnie wzroku. Rozkocham go w sobie! Hihihi!-trajkotała Amanda.
-Boże znowu to coś! Ile można?!!-szeptała Cam.
-Dobra, nie psujmy sobie humoru. Idziemy jeszcze do Cubus’a.
-A żeby ten manekin na nią spadł!-powiedziała Camille.
*piątek, ognisko
pożegnalne Pani Rosello*
-Hej, dziewczyny, uśmiech!-Ian właśnie robił nam zdjęcie.
-I tak nasze zdjęcie jest ładniejsze. – Amanda oczywiście
musiała się wtrącić
-Ale ja nawet nie zrobiłem wam zdjęcia.-powiedział Ian
-To na co czekasz? Do roboty!
-Oczywiście Wasza Królewska Mość!- zgryźliwie odrzekł Ian.
Podeszłyśmy do wielkiego kręgu, gdzie w środku stała Pani
Rosello. Wszyscy mieli już w rękach kiełbaski i zaczęli śpiewać jej piosenkę,
którą skomponowało kółko muzyczne. Z racji tego, że bardzo nas to znudziło poszłyśmy
się napić (oczywiście żadnych % J). Spacerowałyśmy tak brzegiem jeziora z kubkami
w ręku i rozmawiałyśmy o mojej następnej randce z Crisem. Nagle zobaczyłyśmy
jak on i Chace rozmawiają. Z racji tego, że byłyśmy w miarę ukryte
zaproponowałam Cam, żebyśmy troszeczkę posłuchały. Usiadłyśmy w krzakach i
czekałyśmy aż powiedzą cos sensownego.
-Słuchaj, jeśli ja naprawdę lubisz, to po prostu zapytaj,
czy będziecie razem?-mówił Chace
-No, ale stary, ja nie wiem, czy ja się chce w coś
angażować. Na razie pasuje mi tak jak jest.-odpowiedział Cris
-Jak chcesz, ale to nie moja wina jeżeli stracisz pewnie
jedyna okazję, żeby być z taką fajną dziewczyną. Jakby co, to nie miej pretensji
do mnie.-poradził mu Chace
Cam widziała, że nie byłam
zadowolona z tego co usłyszałam, więc wzięła mnie za rękę i wróciłyśmy do
ogniska, gdzie czekały Amanda i Valery . Dokoła nich stali wszyscy nasi
znajomi, którzy byli wyraźnie zaciekawieni. Po ich minach wiedziałam, że coś
się święci…
Nareszcie zebrałam się, żeby to napisać. Po prostu nie
miałam ani weny, ani czasu, ani tym bardziej ochoty. Dzięki za cierpliwość i
przeczytanie. Zapraszam do komentowania.
Ps. Od tej pory robimy małe zmiany. Wszystkie rozdziały piszemy
razem.
Do następnego!
XOXO, Weronika J
piątek, 17 maja 2013
"Znudzone życiem" Rozdział 7
*perspektywa Camille*
*tydzień później*
-No dalej, dziewczyny! Mecz już za tydzień! Do tej pory musicie mieć
już wyćwiczony układ! –krzyczała pani Cast podczas treningu cheerleaderek.
Wiedziałam, że trenerka ma rację, więc spięłam się i starałam się jeszcze bardziej. Nagle poczułam, że ktoś z tyłu… potyka się o moją nogę.
-Aaaa! –usłyszałam krzyk Amandy.
-O maj gaasz! Mandy! Jesteś cała?! –zaczęła krzyczeć Valery.
-Nieee… -płaczliwym tonem odpowiedziała Amanda- Okropnie boli mnie noga.
-Weźcie ją do pielęgniarki. –powiedziała trenerka.
-Ty! –wskazała na mnie Amanda- To Twoja wina! Podstawiłaś mi nogę!
-Słucham?! Obie dobrze wiemy, że to nieprawda! –odparłam oburzona.
*pół godziny później*
-…A ona tylko jęczała i jęczała, że ją okropnie boli, że musi jechać do szpitala… bla, bla, bla. –powiedziałam do Blanci.
-Cała Ananda. –westchnęła Blan- I co w końcu z tą nogą? Skręcona? Złamana?
-Coś o wiele gorszego! Będzie miała… siniaka! –udałam przerażoną minę.
Obie parsknęłyśmy i śmiechem i już więcej nie wracałyśmy do tego tematu.
-No. To teraz mów. –spoważniałam.
-Ale co mam mówić?
-Jeszcze pytasz! Kiedy idziesz na następną randkę z Crisem. Cały tydzień tylko: „Cris jest taki słodki. Cris się do mnie uśmiechnął w szkole. Cris zrobił to. Chris jest taki….”
-Nieprawda…
-Jaaasne. Wmawiaj to sobie. –przewróciłam oczami- No mów!
-Cóż… Zaprosił mnie na następny mecz. –powiedziała powoli- Ale… Ale ja już sama nie wiem!
-Boże… Weź już mnie nie wkurzaj nawet. Nie wiesz? Nie wiesz?! Za to ja dobrze wiem, że wiesz!
Blanca zamrugała ze zdziwieniem i westchnęła.
-Ooo!!! Jeszcze wzdychasz! Wzdychasz! I powiedz mi, proszę, czego ty niby nie wiesz?!!
-No, bo.. Ten mecz jest w następną sobotę… I jeszcze będą tam wszystkie cheerleaderki… -powiedziała cicho Blan.
-Mnie się boisz?! –weszłam jej w słowo.
-No, nie… Raczej konkurencji…
-Aaa… Czyli mnie nie uważasz za konkurencję, tak? –udałam złą.
-Co? Nie, no po prostu ty przecież… Ty masz Chace’a. –wyszczerzyła się Blan.
-O… Przegięłaś. –rzuciłam się na Blancę i zaczęłam okładać ją poduszką.
-Przecież się kochacie!
-Kocham go tak jak ty kochasz pryszcze! –krzyknęłam dalej bijąc ją poduszką.
* tydzień później *
Wiedziałam, że trenerka ma rację, więc spięłam się i starałam się jeszcze bardziej. Nagle poczułam, że ktoś z tyłu… potyka się o moją nogę.
-Aaaa! –usłyszałam krzyk Amandy.
-O maj gaasz! Mandy! Jesteś cała?! –zaczęła krzyczeć Valery.
-Nieee… -płaczliwym tonem odpowiedziała Amanda- Okropnie boli mnie noga.
-Weźcie ją do pielęgniarki. –powiedziała trenerka.
-Ty! –wskazała na mnie Amanda- To Twoja wina! Podstawiłaś mi nogę!
-Słucham?! Obie dobrze wiemy, że to nieprawda! –odparłam oburzona.
*pół godziny później*
-…A ona tylko jęczała i jęczała, że ją okropnie boli, że musi jechać do szpitala… bla, bla, bla. –powiedziałam do Blanci.
-Cała Ananda. –westchnęła Blan- I co w końcu z tą nogą? Skręcona? Złamana?
-Coś o wiele gorszego! Będzie miała… siniaka! –udałam przerażoną minę.
Obie parsknęłyśmy i śmiechem i już więcej nie wracałyśmy do tego tematu.
-No. To teraz mów. –spoważniałam.
-Ale co mam mówić?
-Jeszcze pytasz! Kiedy idziesz na następną randkę z Crisem. Cały tydzień tylko: „Cris jest taki słodki. Cris się do mnie uśmiechnął w szkole. Cris zrobił to. Chris jest taki….”
-Nieprawda…
-Jaaasne. Wmawiaj to sobie. –przewróciłam oczami- No mów!
-Cóż… Zaprosił mnie na następny mecz. –powiedziała powoli- Ale… Ale ja już sama nie wiem!
-Boże… Weź już mnie nie wkurzaj nawet. Nie wiesz? Nie wiesz?! Za to ja dobrze wiem, że wiesz!
Blanca zamrugała ze zdziwieniem i westchnęła.
-Ooo!!! Jeszcze wzdychasz! Wzdychasz! I powiedz mi, proszę, czego ty niby nie wiesz?!!
-No, bo.. Ten mecz jest w następną sobotę… I jeszcze będą tam wszystkie cheerleaderki… -powiedziała cicho Blan.
-Mnie się boisz?! –weszłam jej w słowo.
-No, nie… Raczej konkurencji…
-Aaa… Czyli mnie nie uważasz za konkurencję, tak? –udałam złą.
-Co? Nie, no po prostu ty przecież… Ty masz Chace’a. –wyszczerzyła się Blan.
-O… Przegięłaś. –rzuciłam się na Blancę i zaczęłam okładać ją poduszką.
-Przecież się kochacie!
-Kocham go tak jak ty kochasz pryszcze! –krzyknęłam dalej bijąc ją poduszką.
* tydzień później *
-Dalej Lwy!!!! Nie daj się Cris!!! Szkoła Westerfield wygra!!! –trybuny
były pełne kibiców dopingujących drużynę Lwów.
Nasza szkoła, gimnazjum
Westerfield w Londynie, posiadała jedną z najlepszych męskich drużyn piłki
nożnej. Nasi przeciwnicy, Raki, byli trudni do pokonania, ale miewaliśmy już
większą konkurencję. Koniec pierwszej połowy. Teraz zawodnicy drużyn schodzą z
boiska, Blan siedzi na trybunach i nie spuszcza oczu z Crisa, a ja i drużyna
cheerleaderek, zaczynamy nasz układ. Koniec przerwy. Lwy i Raki wracają na
boisko, a kibice krzyczą jeszcze głośniej.
-Camille, podejdź tu do mnie na chwilę. Z Twojej torby wypadło… coś. –poważny
ton głosu trenerki mnie zaniepokoił.
*2 godziny później*
-No i teraz jestem zawieszona w tym… no… byciu cheerleaderką na dwa
miesiące. –powiedziałam Blance, płacząc- Rozumiesz? Dwa miesiące!!!
-Czekaj, czekaj… Powoli. Za co jesteś zawieszona?
-Za… No bo… Trenerka… Ona mi powiedziała, że Amanda… Że ona… -kolejny
wybuch płaczu.
-Spokojnie Cam. Powiedz mi o co chodzi.
-Że
Amanda szła… I zaczepiła o moją torbę… I wypadła z niej… Paczka papierosów. –wykrztusiłam._________________________________________________________________
Strasznie przepraszam, że dopiero teraz, ale, tak samo jak Wera, nie mogłam się jakoś zebrać w sobie, żeby to napisać....
Ola
poniedziałek, 6 maja 2013
"Zmęczone życiem" Rozdział 6
*perspektywa Blanci*
Biegłam do pokoju Camille tak szybko, że o mało co nie spadłam ze schodów, 5 razy. Byłam strasznie podekscytowana tym co wydarzyło się po treningu. Nie mogłam się doczekać aż opowiem wszystko Cam. Otworzyłam drzwi z takim rozmachem, że aż stłukłam jej ulubiony kubek. Jednak nie przejęłam się tym i wskoczyłam na jej łóżko. Chyba znowu przerwałam jej czytanie książki ;).
-No mów. Co tym razem??!-powiedziała zirytowana Cam
-W życiu nie zgadniesz! Nigdy! Never ever! –odparłam
-Dobra, dobra. Gadaj.-odchrząknęła
-No dobra. Wyobraź sobie, że idę sobie do szatni z colą w puszce. Byłam zmęczona, więc przymknęłam oczy i nagle łubudu i chlup! Podnoszę wzrok, patrzę, a tam to ciacho Crisitian*. Patrzę dalej, a tam na jego koszulce moja cola. Myślę sobie: ale za mnie idiotka. No i zaczęłam go przepraszać, i w ogóle. I wtedy on się tak strasznie słodko uśmiechnął, i powiedział, że to nic. Pewnie myślisz, że to już wszystko i tu cię zaskoczę, bo nie! Oprócz tego mówił jeszcze, że dzisiaj dałam czadu na treningu, zaprosił na ich jutrzejszy mecz. A samą wisienką na torcie było to, że z tym swoim pięknym uśmiechem zaprosił mnie na szarlotkę po meczu!! Aaaaa, super prawda?!!!! - skończyłam swój monolog
-NIE WIERZĘ! Ten Crisitian, to ciacho, zaprosił cię na ciacho!! Ale czaaaaad!!- wstałyśmy i zaczęłyśmy skakać po pokoju
-No, moja droga, musisz się nieźle odstawić, żeby zrobić dobre wrażenie. –powiedziała z powagą Camille
-Wiem, wiem, ale teraz chodźmy obejrzeć ten film. Muszę się odstresować.
*następny dzień, godzina przed meczem*
-Jezu, Cam, kompletnie nie mam w co się ubrać!- powiedziałam zrozpaczona.
-Blanca, dziecino, ogarnij się, najważniejsze jest wnętrze, a ty tu się ciuchami przejmujesz.-odparła ze stoickim spokojem.
-Serio?!! I ty to mówisz?!! Nie wierzę. Powtórz, bo muszę to nagrać.
-Haha, śmieszne. Nie jestem taka płytka jak ci się wydaje.
-Dobra. Świetnie, a teraz pomóż mi się wyszykować.
-Boże, czemu ja to robię?-powiedziała sama do siebie.
Kilka minut zajęło nam przygotowanie mnie. Byłam zadowolona, bo wyglądałam całkiem nieźle. Nigdy nie uważałam się za jakąś piękną, ale kompleksów też nie miałam. Tutaj w Anglii wszyscy oglądają się za Latynoskami, a za Hiszpankami szczególnie. Chciałyśmy się jeszcze najeść, więc zeszłyśmy na dół, do kuchni. Camille nigdy nie jadła dużo, ale anorektyczką też nie jest. W sumie jesteśmy takich samych rozmiarów, ale różnica jest jedna, ja kocham jeść i mogę to robić cały czas. Dobrałyśmy się już do lodówki, zaczęłyśmy pochłaniać wczorajszą pizzę tak, że całe twarze miałyśmy w sosie. Jemy sobie spokojnie, a tu nagle dzwonek do drzwi. Byłam pewna, że to mama zapomniała czegoś z domu, więc nawet się nie wytarłam. Otworzyłam drzwi.
-Hej, nie przeszkadzam? Przepraszam, że przyszedłem, ale pomyślałem sobie, że może pójdziemy razem na mecz. – powiedział Cristian. Tak Cristian. Co za wstyd?!! Teraz już do końca życia będzie na mnie krzywo patrzył. Stałam i nie wiedziałam, co powiedzieć, więc Cam wkroczyła do akcji:
-Hej, hej. Nie przeszkadzasz. Blanca zaraz się ogarnie i możecie iść.
-Tak właśnie. Zaczekaj w kuchni. Może chcesz coś do picia?-uśmiechnęłam się najsłodziej jak tylko mogłam.
-Nie, dziękuję, nie rób sobie kłopotu. Tak przy okazji, masz bardzo ładny uśmiech.-powiedział.
-Dzięki. Zaraz wracam. Obiecuję. Minutka i jestem.-Gdybym nie miała tej warstwy sosu na twarzy, pewnie od razu zobaczyłby jakiego buraka strzeliłam. Pobiegłam na górę i szybciutko przywróciłam się do porządku. Naprawdę zajęło mi to minutkę.
-Możemy już iść.-powiedziałam z uśmiechem.
-Ok. Na razie Cam. Do zobaczenia.-z tym swoim hiszpańskim akcentem odparł Crisitian.
Wyszliśmy i tyle Cam nas widziała.
*kilka godzin później, po meczu*
-Halo, Cam?
-No tak, ja, ja, a kto inny?
-No nie wiem.
-Opowiadaj lepiej jak było na randce.
-Lepiej usiądź, bo jak zacznę mówić, to zemdlejesz.
…
______________________________________________________________
*(Crisitian- kapitan szkolnej drużyny piłki nożnej prawie od zawsze, napastnik, football to jego całe życie, ulubiony piłkarz to Fernando Torres, wszystkie dziewczyny się za nim oglądają, jest popularny, ale nie lubi tych całych szkolnych ‘gwiazdorów’. Postać wzorowana na Cristianie Tello. Tak troszkę. ;))
_________________________________________________________________
Napisałam. Przepraszam, że taki krótki i że tak późno, ale nie mogłam się zebrać, żeby napisać. W najbliższym czasie Ola powinna dodać nowy rozdział. Dziękuję za przeczytanie i czekam na opinie. ;)
Weronika :)
Biegłam do pokoju Camille tak szybko, że o mało co nie spadłam ze schodów, 5 razy. Byłam strasznie podekscytowana tym co wydarzyło się po treningu. Nie mogłam się doczekać aż opowiem wszystko Cam. Otworzyłam drzwi z takim rozmachem, że aż stłukłam jej ulubiony kubek. Jednak nie przejęłam się tym i wskoczyłam na jej łóżko. Chyba znowu przerwałam jej czytanie książki ;).
-No mów. Co tym razem??!-powiedziała zirytowana Cam
-W życiu nie zgadniesz! Nigdy! Never ever! –odparłam
-Dobra, dobra. Gadaj.-odchrząknęła
-No dobra. Wyobraź sobie, że idę sobie do szatni z colą w puszce. Byłam zmęczona, więc przymknęłam oczy i nagle łubudu i chlup! Podnoszę wzrok, patrzę, a tam to ciacho Crisitian*. Patrzę dalej, a tam na jego koszulce moja cola. Myślę sobie: ale za mnie idiotka. No i zaczęłam go przepraszać, i w ogóle. I wtedy on się tak strasznie słodko uśmiechnął, i powiedział, że to nic. Pewnie myślisz, że to już wszystko i tu cię zaskoczę, bo nie! Oprócz tego mówił jeszcze, że dzisiaj dałam czadu na treningu, zaprosił na ich jutrzejszy mecz. A samą wisienką na torcie było to, że z tym swoim pięknym uśmiechem zaprosił mnie na szarlotkę po meczu!! Aaaaa, super prawda?!!!! - skończyłam swój monolog
-NIE WIERZĘ! Ten Crisitian, to ciacho, zaprosił cię na ciacho!! Ale czaaaaad!!- wstałyśmy i zaczęłyśmy skakać po pokoju
-No, moja droga, musisz się nieźle odstawić, żeby zrobić dobre wrażenie. –powiedziała z powagą Camille
-Wiem, wiem, ale teraz chodźmy obejrzeć ten film. Muszę się odstresować.
*następny dzień, godzina przed meczem*
-Jezu, Cam, kompletnie nie mam w co się ubrać!- powiedziałam zrozpaczona.
-Blanca, dziecino, ogarnij się, najważniejsze jest wnętrze, a ty tu się ciuchami przejmujesz.-odparła ze stoickim spokojem.
-Serio?!! I ty to mówisz?!! Nie wierzę. Powtórz, bo muszę to nagrać.
-Haha, śmieszne. Nie jestem taka płytka jak ci się wydaje.
-Dobra. Świetnie, a teraz pomóż mi się wyszykować.
-Boże, czemu ja to robię?-powiedziała sama do siebie.
Kilka minut zajęło nam przygotowanie mnie. Byłam zadowolona, bo wyglądałam całkiem nieźle. Nigdy nie uważałam się za jakąś piękną, ale kompleksów też nie miałam. Tutaj w Anglii wszyscy oglądają się za Latynoskami, a za Hiszpankami szczególnie. Chciałyśmy się jeszcze najeść, więc zeszłyśmy na dół, do kuchni. Camille nigdy nie jadła dużo, ale anorektyczką też nie jest. W sumie jesteśmy takich samych rozmiarów, ale różnica jest jedna, ja kocham jeść i mogę to robić cały czas. Dobrałyśmy się już do lodówki, zaczęłyśmy pochłaniać wczorajszą pizzę tak, że całe twarze miałyśmy w sosie. Jemy sobie spokojnie, a tu nagle dzwonek do drzwi. Byłam pewna, że to mama zapomniała czegoś z domu, więc nawet się nie wytarłam. Otworzyłam drzwi.
-Hej, nie przeszkadzam? Przepraszam, że przyszedłem, ale pomyślałem sobie, że może pójdziemy razem na mecz. – powiedział Cristian. Tak Cristian. Co za wstyd?!! Teraz już do końca życia będzie na mnie krzywo patrzył. Stałam i nie wiedziałam, co powiedzieć, więc Cam wkroczyła do akcji:
-Hej, hej. Nie przeszkadzasz. Blanca zaraz się ogarnie i możecie iść.
-Tak właśnie. Zaczekaj w kuchni. Może chcesz coś do picia?-uśmiechnęłam się najsłodziej jak tylko mogłam.
-Nie, dziękuję, nie rób sobie kłopotu. Tak przy okazji, masz bardzo ładny uśmiech.-powiedział.
-Dzięki. Zaraz wracam. Obiecuję. Minutka i jestem.-Gdybym nie miała tej warstwy sosu na twarzy, pewnie od razu zobaczyłby jakiego buraka strzeliłam. Pobiegłam na górę i szybciutko przywróciłam się do porządku. Naprawdę zajęło mi to minutkę.
-Możemy już iść.-powiedziałam z uśmiechem.
-Ok. Na razie Cam. Do zobaczenia.-z tym swoim hiszpańskim akcentem odparł Crisitian.
Wyszliśmy i tyle Cam nas widziała.
*kilka godzin później, po meczu*
-Halo, Cam?
-No tak, ja, ja, a kto inny?
-No nie wiem.
-Opowiadaj lepiej jak było na randce.
-Lepiej usiądź, bo jak zacznę mówić, to zemdlejesz.
…
______________________________________________________________
*(Crisitian- kapitan szkolnej drużyny piłki nożnej prawie od zawsze, napastnik, football to jego całe życie, ulubiony piłkarz to Fernando Torres, wszystkie dziewczyny się za nim oglądają, jest popularny, ale nie lubi tych całych szkolnych ‘gwiazdorów’. Postać wzorowana na Cristianie Tello. Tak troszkę. ;))
_________________________________________________________________
Napisałam. Przepraszam, że taki krótki i że tak późno, ale nie mogłam się zebrać, żeby napisać. W najbliższym czasie Ola powinna dodać nowy rozdział. Dziękuję za przeczytanie i czekam na opinie. ;)
Weronika :)
sobota, 20 kwietnia 2013
"Znudzone życiem" Rozdział 5
*perspektywa Camille*
Weszłam do szkoły i rozejrzałam się. No nie! Zauważyłam
Blancę gadającą z tym palantem. Zaczęłam prawie biec w ich stronę, bo dlaczego
ma się dziewczyna męczyć?
-Słuchaj mam takie pytanie. Czy ta Twoja koleżanka, Camille, może… –na dźwięk mojego imienia zwolniłam.
-No co z nią? –ponagliła Chace’a Blanca.
-Ma chłopaka? –wyszczerzył się Chace
-Co??? –moja przyjaciółka wytrzeszczyła oczy.
-Bo wiesz… Ja lubię takie niedostępne dziewczyny.
-Słucham?! Człowieku, co jest z Tobą nie tak?!
-Zgadzam się z przedmówczynią… -podeszłam do nich, nie dając dojść do głosu Blance, która już nabierała powietrza.
-No, skoro jesteśmy już w komplecie, zacznijmy operację „Zaaklimatyzowanie” –zatarł ręce Fitz.
Spojrzałam na niego jak na idiotę, którym zresztą był. Zatkało mnie. Po prostu nie wiedziałam co powiedzieć. No co za typ!
-Cam… -spojrzała na mnie Blanca- Pamiętasz o czym wczoraj gadałyśmy?
-O Boże…. –skrzywiłam się- Muszę?
-Tak!
-Chace… -zwróciłam się do Fitza
-Słucham uważnie.
-Prz… Prze… Eh… -westchnęłam- Przepraszam za to co wczoraj powiedziałam.
-W sumie… Chyba mogę Ci wybaczyć.
Gdyby tylko wzrok mógł zabijać… Byłoby o jednego debila mniej na świecie.
-Ale mam warunek. –dodał.
-Niby jaki?! –zacisnęłam zęby.
-Dasz się zaprosić na randkę. –wyszczerzył się.
-W życiu! –prychnęłam.- B, proszę zabierz mnie stąd, bo zabiję.
Blanca westchnęła, wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła przed drzwi klasy. Do końca dnia starałyśmy się unikać Chace’a, co było trudne, bo jesteśmy w tej samej klasie. Widziałam jak flirtował z prawie każdą dziewczyną, a one wszystkie tylko machały rzęsami, poprawiały włosy i chichotały po każdym jego słowie. Czym one się tak podniecają?! Jak KOMUKOLWIEK może podobać się takie…coś?!
-Słuchaj mam takie pytanie. Czy ta Twoja koleżanka, Camille, może… –na dźwięk mojego imienia zwolniłam.
-No co z nią? –ponagliła Chace’a Blanca.
-Ma chłopaka? –wyszczerzył się Chace
-Co??? –moja przyjaciółka wytrzeszczyła oczy.
-Bo wiesz… Ja lubię takie niedostępne dziewczyny.
-Słucham?! Człowieku, co jest z Tobą nie tak?!
-Zgadzam się z przedmówczynią… -podeszłam do nich, nie dając dojść do głosu Blance, która już nabierała powietrza.
-No, skoro jesteśmy już w komplecie, zacznijmy operację „Zaaklimatyzowanie” –zatarł ręce Fitz.
Spojrzałam na niego jak na idiotę, którym zresztą był. Zatkało mnie. Po prostu nie wiedziałam co powiedzieć. No co za typ!
-Cam… -spojrzała na mnie Blanca- Pamiętasz o czym wczoraj gadałyśmy?
-O Boże…. –skrzywiłam się- Muszę?
-Tak!
-Chace… -zwróciłam się do Fitza
-Słucham uważnie.
-Prz… Prze… Eh… -westchnęłam- Przepraszam za to co wczoraj powiedziałam.
-W sumie… Chyba mogę Ci wybaczyć.
Gdyby tylko wzrok mógł zabijać… Byłoby o jednego debila mniej na świecie.
-Ale mam warunek. –dodał.
-Niby jaki?! –zacisnęłam zęby.
-Dasz się zaprosić na randkę. –wyszczerzył się.
-W życiu! –prychnęłam.- B, proszę zabierz mnie stąd, bo zabiję.
Blanca westchnęła, wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła przed drzwi klasy. Do końca dnia starałyśmy się unikać Chace’a, co było trudne, bo jesteśmy w tej samej klasie. Widziałam jak flirtował z prawie każdą dziewczyną, a one wszystkie tylko machały rzęsami, poprawiały włosy i chichotały po każdym jego słowie. Czym one się tak podniecają?! Jak KOMUKOLWIEK może podobać się takie…coś?!
-Nie zapomnij wejść na skype. –przypomniałam Blance, kiedy
żegnałyśmy się po szkole.
-Jasne, jasne. Przypomnij mi, w jakie dni masz treningi cheerleaderek?
-Mówiłam Ci już tyle razy, B. We wtorki i czwartki. Te same dni, w które ty masz piłkę.
-Okej. Pomyśl tylko: już jutro piątek, Cam. –uśmiechnęła się Blanca.
-Wieem… Nareszcie. Dobra, ja lece, bo już 14:45, a ja muszę jeszcze zostawić w domu plecak przed treningiem. Papa! –pożegnałam się z przyjaciółką i pobiegłam w stronę domu.
-Jasne, jasne. Przypomnij mi, w jakie dni masz treningi cheerleaderek?
-Mówiłam Ci już tyle razy, B. We wtorki i czwartki. Te same dni, w które ty masz piłkę.
-Okej. Pomyśl tylko: już jutro piątek, Cam. –uśmiechnęła się Blanca.
-Wieem… Nareszcie. Dobra, ja lece, bo już 14:45, a ja muszę jeszcze zostawić w domu plecak przed treningiem. Papa! –pożegnałam się z przyjaciółką i pobiegłam w stronę domu.
*po treningu (czyli tak ok. 17)*
Wróciłam do domu, przywitałam się z mamą, wzięłam sok z
lodówki i poszłam do pokoju. Po zamknięciu za sobą drzwi, od razu poleciałam
włączyć skype’a.
-Tęskniłam za Tobą, kotku. –przywitała mnie Blanca.
-No jasne, kochanie. W końcu nie widziałyśmy się już od ok.10 minut. –roześmiałam się.
Gadałyśmy tak aż do 22 (zrobiłyśmy razem pracę domową, wybrałyśmy ciuchy na jutro i po prostu pogadałyśmy). Potem musiałyśmy się rozłączyć, bo nasze mamy już kazały nam iść się umyć, żeby ich potem nie budzić. Położyłam się do łóżka i zaczęłam rozmyślać. Jak co noc, koniecznie musiałam przemyśleć cały dzień od nowa. W końcu zasnęłam.
-Tęskniłam za Tobą, kotku. –przywitała mnie Blanca.
-No jasne, kochanie. W końcu nie widziałyśmy się już od ok.10 minut. –roześmiałam się.
Gadałyśmy tak aż do 22 (zrobiłyśmy razem pracę domową, wybrałyśmy ciuchy na jutro i po prostu pogadałyśmy). Potem musiałyśmy się rozłączyć, bo nasze mamy już kazały nam iść się umyć, żeby ich potem nie budzić. Położyłam się do łóżka i zaczęłam rozmyślać. Jak co noc, koniecznie musiałam przemyśleć cały dzień od nowa. W końcu zasnęłam.
*tydzień później (i parę godzin tak, żeby był piątek ^^)*
-Tęskniłem za Tobą, wiesz? –Chace objął mnie ramieniem.
-Człowieku, odczep się wreszcie ode mnie. –strząchnęłam jego rękę.
-Nie mogę. Widzę jak na mnie patrzysz. Widzę, że mnie pragniesz.
Jęknęłam. Czy on nie mógł się doczepić do KTÓREJKOLWIEK innej dziewczyny? Przecież ma tyle adoratorek, które oddałyby wszystko za jedną randkę z Chacem Fitzem. Przykład? Amanda Harrington, Valery McCartney… Wzięłam głęboki wdech, zacisnęłam zęby i poszłam do sali.
-Dzień dobry. –przywitała się z nami pani Moreno.
-Dzieeeń dooobryyy –odpowiedzieliśmy chórem.
-Zbliża się już koniec września. Ci z Was, którzy nie wybrali jeszcze żadnych zajęć dodatkowych, powinni to niezwłocznie zrobić. –zaczęła nauczycielka.
Ja, Blan, wszystkie cheerleaderki oraz obie drużyny piłki nożnej (męska i damska) mieliśmy to już z głowy. Na szczęście!
-Dobrze, a teraz zajmijmy się hiszpańskim. Kto chce przyjść do odpowiedzi? –spytała pani Moreno uśmiechając się złowieszczo.
-Człowieku, odczep się wreszcie ode mnie. –strząchnęłam jego rękę.
-Nie mogę. Widzę jak na mnie patrzysz. Widzę, że mnie pragniesz.
Jęknęłam. Czy on nie mógł się doczepić do KTÓREJKOLWIEK innej dziewczyny? Przecież ma tyle adoratorek, które oddałyby wszystko za jedną randkę z Chacem Fitzem. Przykład? Amanda Harrington, Valery McCartney… Wzięłam głęboki wdech, zacisnęłam zęby i poszłam do sali.
-Dzień dobry. –przywitała się z nami pani Moreno.
-Dzieeeń dooobryyy –odpowiedzieliśmy chórem.
-Zbliża się już koniec września. Ci z Was, którzy nie wybrali jeszcze żadnych zajęć dodatkowych, powinni to niezwłocznie zrobić. –zaczęła nauczycielka.
Ja, Blan, wszystkie cheerleaderki oraz obie drużyny piłki nożnej (męska i damska) mieliśmy to już z głowy. Na szczęście!
-Dobrze, a teraz zajmijmy się hiszpańskim. Kto chce przyjść do odpowiedzi? –spytała pani Moreno uśmiechając się złowieszczo.
*ok.45 minut później*
-No, kotku, to jakie zajęcia wybierasz? –spytał Chace
zachodząc mnie od tyłu.
-Po pierwsze –zaczęłam, obracając się w jego stronę- nie mów tak do mnie… To jest dziwne, wiesz? Po drugie, ja już na początku września wybrałam zajęcia. Jestem cheerleaderką.
-A powiedzieć Ci jakie zajęcia JA wybieram?
-Nie! Proszę… -skrzywiłam się.
-Jak ja lubię, kiedy tak się ze mną droczysz. Gitara! –uśmiechnął się z dumą.
-Naprawdę? To niesamowite! Ja taaak lubię gitarzystów.
-Serio? –wytrzeszczył oczy.
-Nie.
Na szczęście zadzwonił dzwonek i nie musiałam już kontynuować tej durnej rozmowy. Na następnej lekcji mieliśmy biologię. Jak ja jej nie znoszę! Przecież. Ona. Jest. Bez. Sensu. Co mnie obchodzi struktura czegośtam, albo to, jak rozmnaża się mech?!
-Po pierwsze –zaczęłam, obracając się w jego stronę- nie mów tak do mnie… To jest dziwne, wiesz? Po drugie, ja już na początku września wybrałam zajęcia. Jestem cheerleaderką.
-A powiedzieć Ci jakie zajęcia JA wybieram?
-Nie! Proszę… -skrzywiłam się.
-Jak ja lubię, kiedy tak się ze mną droczysz. Gitara! –uśmiechnął się z dumą.
-Naprawdę? To niesamowite! Ja taaak lubię gitarzystów.
-Serio? –wytrzeszczył oczy.
-Nie.
Na szczęście zadzwonił dzwonek i nie musiałam już kontynuować tej durnej rozmowy. Na następnej lekcji mieliśmy biologię. Jak ja jej nie znoszę! Przecież. Ona. Jest. Bez. Sensu. Co mnie obchodzi struktura czegośtam, albo to, jak rozmnaża się mech?!
*po lekcjach, już w domu*
Był piątek, dopiero 14, a Blan
musiała dłużej zostać w szkole, bo trenerka miała do niej jakąś sprawę.
Postanowiłam nadrobić zaległości w czytaniu (albo chociaż spróbować to zrobić).
Odwróciłam się w stronę mojej półki na książki i wzięłam pierwszą, która wpadła
mi do ręki. „Pretty Little Liars” Sary Shepard. Znowu. Ostatnio próbowałam ją
przeczytać… Hm… Ponad tydzień temu. Położyłam się na łóżku i otworzyłam
książkę. Byłam na 5-tej stronie, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Camille! Blanca do Ciebie! –krzyknęła moja mama z dołu.
-Caaaam! O Boże, o Boże! Caaaam! –usłyszałam moją przyjaciółkę wbiegającą po schodach i wrzeszczącą jakby ją ktoś podpalał.
Westchnęłam, odłożyłam książkę na półkę i przygotowałam się na przybycie Blan.
-Cam! O rany, Cam! Nie uwierzysz! No, nie uwierzysz no! –zaczęła B po wejściu do mojego pokoju.
-Camille! Blanca do Ciebie! –krzyknęła moja mama z dołu.
-Caaaam! O Boże, o Boże! Caaaam! –usłyszałam moją przyjaciółkę wbiegającą po schodach i wrzeszczącą jakby ją ktoś podpalał.
Westchnęłam, odłożyłam książkę na półkę i przygotowałam się na przybycie Blan.
-Cam! O rany, Cam! Nie uwierzysz! No, nie uwierzysz no! –zaczęła B po wejściu do mojego pokoju.
_________________________________________________________________________
Jest już rozdział 5, który (gdyby nie Wera) byłby dopiero za tydzień.
Co myślicie? ^^
xoxo Ola
poniedziałek, 15 kwietnia 2013
"Zmęczone życiem" Rozdział 4
*perspektywa Blanci*
Czemu ten laluś idzie w naszą stronę?! Swoją drogą ciekawe
czego chce. Może dowiemy się czegoś, jak z nim pogadamy. Mam nadzieję, że
Camille, znana ze swej uszczypliwości, nie powie niczego głupiego. Dobrze wiem,
że nie lubi takich chłopaków, ale cóż, nie wybieramy ludzi, których spotykamy w
życiu. Albo gorzej, może ja palnę coś głupiego. Może okazać się, że jest miły i
inteligentny. Chociaż nie, zmieniłam zdanie, na pewno jest idiotą. Po prostu
lubię oceniać ludzi bez ich głębszego poznania. Już tak mam i się nie zmienię.
Mam swoje zasady. Jeżeli ktoś jest taki czy taki, niezgodny z moimi zasadami,
to po prostu się z nim nie zadaję. Wydaje mi się, że to ten typ, który pije,
pali, przeklina, zachowuje się jak skończony idiota, myśli, że pozjadał
wszystkie rozumy, uważa, że jest dorosły i wszystko mu wolno. Może się mylę,
ale czas pokaże, jaki jest naprawdę.
-Cześć, Blanca i Camille? Tamte dziewczyny powiedziały mi,
że to wy. – wskazał ręką na Amandę i Valery, które patrzyły na niego, jakby
miały go zaraz schrupać.
-Jestem Chace. Może pomożecie mi się tu zaaklimatyzować?
Pani Moreno powiedziała, że wy mi pomożecie. –powiedział nowy.
-‘Zaklimatyzować’? Skąd taki laluś jak ty zna takie trudne
słowa? –syknęła cicho Camille, ale jednak wystarczająco głośno, żeby usłyszał.
-Na jakiej podstawie uważasz, że jestem lalusiem? –odparł.
-Lubię sądzić książkę po okładce.-tym razem już głośniej
powiedziała Camille. Awanturę było czuć w powietrzu, a Camille nabierała
pewności.
-Sorry, może pogadamy później. Teraz się spieszymy.
–powiedziałam Chce’owi
Poszłyśmy na lekcję i do końca dnia nie wymieniłyśmy ani słowa.
*4 godziny później,
dom Camille*
-Dziewczyno, coś ty odstawiła?!! Teraz na pewno nas
znienawidzi. –krzyknęłam.
-Spokojnie, to tylko jakiś goguś ze Stanów. Nic wielkiego,
nie musi nas lubić. –spokojnie odpowiedziała Camille.
-To super, naprawdę świetnie, że tak uważasz, ale ja nie
chcę robić sobie wrogów. Zwłaszcza, że jeszcze prawie 2 lata będziemy ze sobą w
klasie.- znowu krzyknęłam, tym razem ciszej.
-Jutro pójdziesz go przeprosić i żadnego ale!!!
-Blanca, zwariowałaś?! Nie mam zamiaru go przepraszać, a
zwłaszcza dlatego, że nic złego nie zrobiłam! –powiedziała donośnie Cam.
-Bez dyskusji! Jutro to zrobisz. –odparłam chłodno.
Może byłam niemiła, w końcu to moja przyjaciółka, ale
naprawdę chcę mieć z nim dobre stosunki. A jak nienawidzi Camille, to
nienawidzi też mnie, bo jesteśmy tak jakby w nierozłącznym dwupaku. Wierzę w nią, da radę to zrobić.
*następnego dnia w
szkole*
Cam jeszcze nie przyszła, więc snułam się po szkole sama.
Dość intensywnie rozmyślałam, bo zaraz za rogiem wpadłam na jakiegoś chłopaka.
Miał w ręku batonika, który po zderzeniu ze mną…mmm…tak jakby uległ małej
destrukcji (czyt. Upadł, a jakiś grubas przechodzący obok go zdeptał.)
-O jeju, przepraszam. Odkupię ci batonika. Naprawdę
przepraszam. – spojrzałam w górę i zobaczyłam to czego na pewno nie chciałam
zobaczyć. To był Chace.
-Luzik, nic się nie stało. Nie musisz kupować batonika.
Serio, jest spoko. Fajnie, że wpadłem na taką ślicznotkę. –powiedział i
popatrzył na mnie tak, że wszystkie kości automatycznie mi zmiękły. Blanca,
dziewczyno, ogarnij się. Chcesz mieć z nim dobre kontakty, ale bez przesady.
-Z tą ślicznotką to przesadzasz, a batonika i tak odkupię.
–odparłam bez emocji.
-Słuchaj mam takie pytanie. Czy
ta twoja koleżanka, Camille, może…
Ehh, napisałam! Dumna Weronika! Mam nadzieję, że się podoba.
Miałam dodać w sobotę, ale nie wytrzymałam. Czekam na wasze
opinie!
Do następnego! ;D
Xoxo
Weronika ;)
sobota, 13 kwietnia 2013
"Zmęczone życiem" Rozdział 3
*perspektywa Camille*
-O mój Boże! Co się stało?! –spanikowana Blanca zbiegła z
pośpiechem ze schodów.
-Yy… Spadłam? –odpowiedziałam z uśmiechem.
-Haha… Bardzo śmieszne. Nic Ci się nie stało?
-Nie… Chyba nie. Trochę boli, ale to raczej nic poważnego.
-Mamo? –Blanca niepewnie spojrzała na swoją mamę.
-Nie martw się kochanie. Camille ma rację. To nic
poważnego.-odparła pani Rodriguez.
-O rany, Blanca! –krzyknęłam.
-Co?! Co się stało?
-Nie dałaś mi w końcu tej bluzy. –wyszczerzyłam się.
Blanca przewróciła oczami i wróciła na górę po swoją
niebieską bluzę.
-Masz. I idź już, bo się spóźnisz na trening cheerleaderek.
-Wyganiasz mnie? –udałam oburzoną.
-Hm… Tak. –odpowiedziała moja przyjaciółka i otworzyła mi
drzwi.
-Ej! –zatrzymałam się.
-Co?
-A ty czemu nie idziesz? Przecież trening Twojej drużyny
piłkarskiej i trening cheerleaderek zaczyna się o tej samej godzinie.
-Wiem, ale dzisiaj zaczynamy 10 minut później, bo nasza
trenerka poszła na zebranie do szkoły jej syna. –odpowiedziała Blanca.
-Aha, spoko. To ja już lecę. Papa! –pożegnałam się i
pobiegłam w stronę szkoły.
*2 godziny później*
Weszłam do domu i od razu pobiegłam w stronę kuchni.
-Cześć mamo.
-Cześć kochanie. –przywitała się moja mama –Jak było na
treningu?
-Ciężko, ale fajnie. Ćwiczyłyśmy piramidy. –odpowiedziałam
biorąc sok z lodówki.
-Camille!
-No co?
-Tyle razy Ci mówiłam, żebyś nie piła prosto z kartonu! To
nie kulturalne. –powiedziała mama.
Przewróciłam oczami, odstawiłam sok z powrotem do lodówki,
podniosłam z podłogi moją torbę i poszłam na górę do pokoju. Była dopiero 17,
więc nie miałam zamiaru jeszcze iść spać.
Miałam dużo czasu, więc postanowiłam nadrobić zaległości w
czytaniu. Odwróciłam się w stronę mojej półki na książki i wzięłam pierwszą,
która wpadła mi do ręki. „Pretty Little Liars” Sary Shepard. Dostałam tą
książkę rok temu na urodziny i jeszcze nie zdążyłam jej przeczytać. Nareszcie
mam na to trochę czasu. Usłyszałam dzwonek do drzwi, ale postanowiłam się tym
nie przejmować i skupić się za książce.
-Camille! Blanca do Ciebie. –krzyknęła mama.
Westchnęłam. Najwyraźniej nie było mi dane przeczytanie tej
książki. Wstałam z łóżka i zaczęłam iść w stronę drzwi. Usłyszałam hałas na
schodach i zatrzymałam się. Wiedziałam, że moja przyjaciółka i tak za chwilę
wparuje do pokoju.
-O rany, o rany, o rany, o rany!
-Co, co, co, co? –spojrzałam na Blancę zdziwiona.
-Nie uwierzysz! No nie uwierzysz! –moją przyjaciółkę aż
roznosiło.
-Okej! Nie podniecaj się tak, tylko powiedz o co chodzi!
–złapałam Blancę za ramiona.
-Do naszej szkoły przyjedzie nowy uczeń z wymiany!
-O rany! Na serio? Ale skąd? –teraz ja też byłam
podekscytowana.
-Ze Stanów! W sumie, to nie będzie mu tak ciężko, bo język
ten sam.
-Tylko kontynent inny. –dokończyłam za moją przyjaciółkę
-Ciekawe czy już widział London Eye, i Big Bena, i…
-Nie rób sobie planów. –przerwałam Blance –I tak Amanda i
Valery się nim zajmą… O ile będzie przystojny.
*Następnego dnia*
Siedziałyśmy już z Blancą przed salą nr 13 czekając na historię, kiedy
na korytarzu zapanowało poruszenie. Spojrzałyśmy na siebie i od razu
wiedziałyśmy, że nowy właśnie dojechał. Kiedy szedł korytarzem odprowadzały go
rozmarzone spojrzenia dziewczyn i nie całkiem przyjazny wzrok chłopców. Nowy
był wysoki, miał jasnobrązowe włosy i już na pierwszy rzut oka widać było, że
lubi ćwiczenia na siłowni. Nie wyglądał jak przypakowany osiłek, ale też nie
przypominał słabeusza. Dziewczyny z klasy mojej i Blanci westchnęły kiedy tylko
okazało się, że nowy trafił do nas. Wiedziałam już, że to ten typ chłopaka,
który wręcz ŻYWI SIĘ uwagą dziewczyn. Nagle zauważyłyśmy, że idzie w naszą
stronę…
_______________________________________________________________
Co prawda dopiero o 15, ale rozdział 3 jest. :)
I jak? Okej...?
xoxo Ola
_______________________________________________________________
Co prawda dopiero o 15, ale rozdział 3 jest. :)
I jak? Okej...?
xoxo Ola
środa, 10 kwietnia 2013
OGŁOSZENIE
Hejka, chciałam was powiadomić o sprawach organizacyjnych. Otóż ustaliłyśmy z Olą, że rozdziały będą dodawane co tydzień. Oprócz tego, żebyśmy dalej pisały opowiadanie, musicie komentować posty. W innym wypadku to wszystko po prostu nie będzie miało sensu. To na tyle.
Ps. Oglądacie dzisiaj jakieś mecze? ;p
Weronika
Ps. Oglądacie dzisiaj jakieś mecze? ;p
Weronika
wtorek, 9 kwietnia 2013
"Zmęczone życiem" Rozdział 2
Rozdział 2
*perspektywa
Blanci*
Nie wiem,
czy było to po mnie widać, ale cała kotłowałam się ze złości. Jak te podłe
żmije mogły tak o niej powiedzieć?! Dobra Blanca, spokojnie, ochłoń. Okej, już
wszystko dobrze. Idziemy dalej. Pociągnęłam za sobą Camille i poszłyśmy do
sali. Miała jakąś dziwną minę. To nic, zapytam ją o to później. Na razie musimy
iść na fizykę, bo nauczycielka urwie nam głowy, jeśli nie zjawimy się na
lekcji.
-45 minut później-
-Ej Cammy,
co się dzieję? Miałaś jakąś dziwną minę?- zapytałam
-Boże, B,
ona tam była! Widziałam ją! Emilly tam była, słyszysz?!- powiedziała
-Matko, C,
co ty wygadujesz? Ale niech ci będzie, sprawdźmy to.
Widziałam,
jak Camille cała się trzęsie. Mówiła, że to było za tym rogiem. Chwila prawdy.
Stanęłyśmy na wprost miejsca, gdzie rzekomo była Emilly. Wtedy nie mogłam się
powstrzymać i wybuchłam śmiechem.
-Cammy,
hahaha, to, hahaha, plakat, hahaha! To tylko plakat upamiętniający Emilly.
-Bi, ja się
naprawdę przestraszyłam! Nie śmiej się!
-Oj Cammy,
to jest serio smieszne.
-Obrażam
się!
-No daj
spokój.
-Ehh, no
dobra. Zapomniałam, że nie umiem się na Ciebie obrażać.
-Kocham Cię,
‘siostro’!
-Ja cb też,
‘siostro’!
-kilka godzin później-
-Dziewczynki,
chcecie herbatkę?
-Nie, dzięki
mamo.
-A może cos
do jedzenia?
-Nie, nic
nie chcemy, dzięki.
Jejku,
czasami naprawdę mam wrażenie, że moja mama jest nadopiekuńcza ponad poziom.
Ehh, ale w końcu rodziców się nie wybiera. Za to przyjaciółki tak! Lepszego
wyboru niż Cam nie było. Dogadujemy się bez słów.
-Ej bejbe,
wiesz…
-Tak, wiem,
za pół godziny mnie nie ma. Dawaj tylko tą bluzę i lecę.
-Skąd
wiedziałaś, co chcę powiedzieć??
-Zapomniałaś…
-Tak, wiem,
telepatia!
-Hahaha!
- Dobra, to
lecę, papa!
-Papa!
Camille
zbiegała na dół po schodach, gdy nagle usłyszałam, jak ktoś upada i wydaje z
siebie tylko ciche : Ssssssss!
_____________________
I jak? Podoba się? Mam nadzieję, że jest okej.
Komentujcie!
xoxo
Weronika
"Zmęczone życiem" Rozdział 1
*perspektywa Camilli*
-Błagam, nie zabijaj
mnie!-krzyknęła blondwłosa kobieta.
-Muszę, bowiem jesteś…przeklęta!-odparł mężczyzna w czarnym płaszczu i wymierzył pistolet w stronę kobiety.
Westchnęłam i wyłączyłam telewizor. Włoskie opery mydlane jednak nie są moimi ulubionymi programami. Jest czwartek wieczór, Blanca ma trening żeńskiej drużyny piłkarskiej, a w okolicy nikt nie urządza żadnej imprezy. Najwyraźniej wszyscy uczą się na jutrzejszy sprawdzian z angielskiego. Ja, na szczęście, jestem dobra z tego przedmiotu, a akurat ten rozdział jest wyjątkowo łatwy. Poza tym, co to w ogóle za pomysł: robić sprawdzian po trzech tygodniach nauki?! Skoro teraz, 19 września, już mamy sprawdzian, to co będzie 19 stycznia? Dobra, nie ma co marudzić. Skoro mam tyle czasu, wykorzystam go jakoś pożytecznie.
-Mamo! Idę pobiegać!- krzyknęłam zakładając moje ukochane czarne vansy.
-Wróć przed siódmą!-usłyszałam z kuchni.
-Bez przesady, nie będę biegać dwie godziny.-pomyślałam.
-Muszę, bowiem jesteś…przeklęta!-odparł mężczyzna w czarnym płaszczu i wymierzył pistolet w stronę kobiety.
Westchnęłam i wyłączyłam telewizor. Włoskie opery mydlane jednak nie są moimi ulubionymi programami. Jest czwartek wieczór, Blanca ma trening żeńskiej drużyny piłkarskiej, a w okolicy nikt nie urządza żadnej imprezy. Najwyraźniej wszyscy uczą się na jutrzejszy sprawdzian z angielskiego. Ja, na szczęście, jestem dobra z tego przedmiotu, a akurat ten rozdział jest wyjątkowo łatwy. Poza tym, co to w ogóle za pomysł: robić sprawdzian po trzech tygodniach nauki?! Skoro teraz, 19 września, już mamy sprawdzian, to co będzie 19 stycznia? Dobra, nie ma co marudzić. Skoro mam tyle czasu, wykorzystam go jakoś pożytecznie.
-Mamo! Idę pobiegać!- krzyknęłam zakładając moje ukochane czarne vansy.
-Wróć przed siódmą!-usłyszałam z kuchni.
-Bez przesady, nie będę biegać dwie godziny.-pomyślałam.
Na dworze było ciepło,
szczególnie jak na wrzesień. Nałożyłam słuchawki i pobiegłam. Po około
dziesięciu minutach zauważyłam po drugiej stronie ulicy Emily, która chodzi ze
mną do szkoły. Wyglądała na zdenerwowaną. Zauważyłam, że idzie w stronę
przejścia dla pieszych, więc zatrzymałam się, żeby z nią pogadać. Emily wyjęła
telefon i ,przechodząc przez ulicę, zaczęła pisać smsa. Wtedy wszystko
potoczyło się tak szybko.
Pół godziny później
siedziałam z mamą w szpitalu i próbowałam podnieść mamę Emily na duchu, mówiąc,
że jej córce na pewno nic nie jest.
-Kto z Was jest rodziną Emily Baker?-spytał lekarz wychodzący z Sali, w której leżała moja koleżanka.
-Ja…-odezwała się nieśmiało pani Baker.
-Rozumiem. W takim razie panią proszę o pozostanie, a panie-lekarz zwrócił się do mnie i mojej mamy-mogą już wracać do domu.
-Ale co z Emily?-spytałam.
-Tej informacji chcę teraz udzielić pani Baker.-odparł lekarz.
-Ale…-zaczęłam
-Chodźmy Camille.-przerwała mi mama.-Jestem pewna, że pani Baker powiadomi Cię o stanie Emily jeśli tylko zajdzie taka potrzeba.
Wiedziałam, że z moją mamą nie da się kłócić, więc poszłam za nią do samochodu.
-Kto z Was jest rodziną Emily Baker?-spytał lekarz wychodzący z Sali, w której leżała moja koleżanka.
-Ja…-odezwała się nieśmiało pani Baker.
-Rozumiem. W takim razie panią proszę o pozostanie, a panie-lekarz zwrócił się do mnie i mojej mamy-mogą już wracać do domu.
-Ale co z Emily?-spytałam.
-Tej informacji chcę teraz udzielić pani Baker.-odparł lekarz.
-Ale…-zaczęłam
-Chodźmy Camille.-przerwała mi mama.-Jestem pewna, że pani Baker powiadomi Cię o stanie Emily jeśli tylko zajdzie taka potrzeba.
Wiedziałam, że z moją mamą nie da się kłócić, więc poszłam za nią do samochodu.
Następnego dnia w szkole
opowiedziałam Blance o wypadku Emily.
-Co się wtedy wydarzyło?
-Sama chciałabym wiedzieć. Pamiętam tylko Emily, czarny samochód i… i krew. A potem ktoś zadzwonił po karetkę. Ja…-głos mi się zaczął trząść.-Ja nie mogłam się ruszyć.
-No już, spokojnie.-Blanca mnie przytuliła-Wszystko będzie dobrze.
Na lekcji polskiego nauczycielka powiedziała nam coś, przez co przestałam wierzyć, że będzie dobrze.
-Mam dla Was niezwykle smutną wiadomość.-zaczęła-Wasza koleżanka z równoległej klasy, Emily Baker, nie żyje.
Reszta słów nauczycielki już do mnie nie dotarła. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i zachwiałam się.
Gdy otworzyłam oczy, leżałam w gabinecie pielęgniarki, a obok siedziała nauczycielka polskiego i Blanca. Widziałam na ich twarzach przerażenie.
-Obudziła się.-powiedziała pielęgniarka.
-Uch…Co się właściwie stało?-spytałam słabo.
-Zemdlałaś.-odparła kobieta.
-O…-mruknęłam-Dziwne uczucie.
Kiedy wychodziłam z Blancą z gabinetu pielęgniarki, zauważyłam szkolną „diwę” Amandę i jej przyjaciółkę Valery. Rozmawiały o czymś z taką radością, że nie mogłam się powstrzymać i specjalnie chciałam przejść obok tej dwójki, żeby usłyszeć o czym rozmawiają. Widać odzywa się moja gorsza strona…
-Mówię Ci, będzie niesamowicie!-ekscytowała się Amanda-Rodziców nie będzie cały weekend, więc zdążę nawet posprzątać po imprezie i może nic nie zauważą.
-Już się nie mogę doczekać.-pisnęła Valery.
Nie mogłam w to uwierzyć. Te dwie planowały kolejną imprezę akurat teraz, kiedy zginęła Emily. Żadnego współczucia albo chociaż taktu. Spojrzałam na Blancę i wiedziałam, że moja przyjaciółka myśli to samo.
-Amanda!-zaczepiłam dziewczynę-Jak możesz organizować jakieś imprezy akurat teraz?
-Słucham? A dlaczego mam to przekładać?
-Chociażby dlatego, że teraz powinniśmy być w żałobie!-odparła Blanca
-W jakiej żałobie? O co Wam w ogóle chodzi?-spytała Amanda
-Nie wiesz o śmierci Emily?-teraz to ja byłam zdezorientowana
-Aaaa...To…-przewróciła oczami- I tak by nie była zaproszona.
Wytrzeszczyłam na nią oczy. Jak mogła mówić coś takiego o Emily? Szczególnie po jej śmierci? Gdyby nie to, że zadzwonił dzwonek, a nauczycielka kazała nam iść już do klasy, prawdopodobnie rzuciłabym się na tę jędzę. Popularność nie powinna wpływać na czyjąś inteligencję. To właściwie logiczne, bo te dwie rzeczy mają ze sobą niewiele wspólnego. U Amandy jest zupełnie na odwrót. Im popularniejsza jest w naszej szkole, tym niższe ma IQ. Valery nigdy nie należała do klasowych mądrali, więc jej już nie da się pomóc… Idąc do klasy spojrzałam na koniec korytarza, gdzie Emily zawsze spędzała przerwy. Nagle zesztywniałam. Wśród uczniów niechętnie wlokących się do klasy zobaczyłam twarz Emily. Uśmiechała się i wyglądała naprawdę pięknie. Czy to naprawdę ona? Bo raczej nie duch… Prawda?
-Co się wtedy wydarzyło?
-Sama chciałabym wiedzieć. Pamiętam tylko Emily, czarny samochód i… i krew. A potem ktoś zadzwonił po karetkę. Ja…-głos mi się zaczął trząść.-Ja nie mogłam się ruszyć.
-No już, spokojnie.-Blanca mnie przytuliła-Wszystko będzie dobrze.
Na lekcji polskiego nauczycielka powiedziała nam coś, przez co przestałam wierzyć, że będzie dobrze.
-Mam dla Was niezwykle smutną wiadomość.-zaczęła-Wasza koleżanka z równoległej klasy, Emily Baker, nie żyje.
Reszta słów nauczycielki już do mnie nie dotarła. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i zachwiałam się.
Gdy otworzyłam oczy, leżałam w gabinecie pielęgniarki, a obok siedziała nauczycielka polskiego i Blanca. Widziałam na ich twarzach przerażenie.
-Obudziła się.-powiedziała pielęgniarka.
-Uch…Co się właściwie stało?-spytałam słabo.
-Zemdlałaś.-odparła kobieta.
-O…-mruknęłam-Dziwne uczucie.
Kiedy wychodziłam z Blancą z gabinetu pielęgniarki, zauważyłam szkolną „diwę” Amandę i jej przyjaciółkę Valery. Rozmawiały o czymś z taką radością, że nie mogłam się powstrzymać i specjalnie chciałam przejść obok tej dwójki, żeby usłyszeć o czym rozmawiają. Widać odzywa się moja gorsza strona…
-Mówię Ci, będzie niesamowicie!-ekscytowała się Amanda-Rodziców nie będzie cały weekend, więc zdążę nawet posprzątać po imprezie i może nic nie zauważą.
-Już się nie mogę doczekać.-pisnęła Valery.
Nie mogłam w to uwierzyć. Te dwie planowały kolejną imprezę akurat teraz, kiedy zginęła Emily. Żadnego współczucia albo chociaż taktu. Spojrzałam na Blancę i wiedziałam, że moja przyjaciółka myśli to samo.
-Amanda!-zaczepiłam dziewczynę-Jak możesz organizować jakieś imprezy akurat teraz?
-Słucham? A dlaczego mam to przekładać?
-Chociażby dlatego, że teraz powinniśmy być w żałobie!-odparła Blanca
-W jakiej żałobie? O co Wam w ogóle chodzi?-spytała Amanda
-Nie wiesz o śmierci Emily?-teraz to ja byłam zdezorientowana
-Aaaa...To…-przewróciła oczami- I tak by nie była zaproszona.
Wytrzeszczyłam na nią oczy. Jak mogła mówić coś takiego o Emily? Szczególnie po jej śmierci? Gdyby nie to, że zadzwonił dzwonek, a nauczycielka kazała nam iść już do klasy, prawdopodobnie rzuciłabym się na tę jędzę. Popularność nie powinna wpływać na czyjąś inteligencję. To właściwie logiczne, bo te dwie rzeczy mają ze sobą niewiele wspólnego. U Amandy jest zupełnie na odwrót. Im popularniejsza jest w naszej szkole, tym niższe ma IQ. Valery nigdy nie należała do klasowych mądrali, więc jej już nie da się pomóc… Idąc do klasy spojrzałam na koniec korytarza, gdzie Emily zawsze spędzała przerwy. Nagle zesztywniałam. Wśród uczniów niechętnie wlokących się do klasy zobaczyłam twarz Emily. Uśmiechała się i wyglądała naprawdę pięknie. Czy to naprawdę ona? Bo raczej nie duch… Prawda?
________________________________________
Przebrnęliście? ^^ Wiem, że miałam dodać dopiero za jakiś czas, ale...mam takie dobre serce, że nie wytrzymałam :D.
Jak myślicie, co zobaczyła Camille?
Przebrnęliście? ^^ Wiem, że miałam dodać dopiero za jakiś czas, ale...mam takie dobre serce, że nie wytrzymałam :D.
Jak myślicie, co zobaczyła Camille?
Do następnego wpisu...
xoxo Ola
"Zmęczone życiem" Prolog
Życie nie zawsze jest
takie, jakie je sobie wymarzyliśmy. Zdarza się, że przez jakiś czas wszystko
jest idealne, jesteś najpopularniejsza w szkole, wszyscy chłopcy za Tobą
szaleją i myślisz sobie „Marzenia się spełniają”, a tydzień później nikt nie
zwraca na Ciebie uwagi. Czasami wszystko się kończy z Twojej winy, a czasami
„pomagają” Ci inni. W świecie perfekcji wystarczy jeden fałszywy ruch, jedno
niewłaściwe słowo i jesteś na dnie.
Jest też ten zwykły świat, w którym ludzie nikogo nie udają, nie starają się być idealni… i nic z tego nie mają. Wręcz przeciwnie. Są dyskryminowani przez Perfekcyjnych, którzy i tak prędzej czy później zasilają szeregi Normalnych.
Pozostaje pytanie: Kim ja jestem? Albo raczej „Kim POWINIENEM być?”
Jest też ten zwykły świat, w którym ludzie nikogo nie udają, nie starają się być idealni… i nic z tego nie mają. Wręcz przeciwnie. Są dyskryminowani przez Perfekcyjnych, którzy i tak prędzej czy później zasilają szeregi Normalnych.
Pozostaje pytanie: Kim ja jestem? Albo raczej „Kim POWINIENEM być?”
_______________________________________
I jak? Bardzo źle? :D Pierwszy rozdział postaram się dodać jeszcze dzisiaj, a jak Werka się spręży, to niedługo pojawi się też drugi.
Jak myślicie, o czym będzie opowiadanie?
xoxo Ola
Hej x2
Nie za bardzo umiemy zaczynać takie posty... To może zaczniemy od tego, że nazywamy się Ola i Weronika. Obie mamy 14 lat (rocznikowo :D) i chodzimy razem do klasy. Aktualnie piszemy razem taki jakby cykl opowiadań. W pewnym stopniu będziemy czerpać inspirację z naszego życia, ale to nie będzie pamiętnik.
Wybaczcie nam wszelkie niedociągnięcia i błędy, będziemy starać się jak tylko możęmy. Nie mamy pojęcia, co dalej napisać, więc to na tyle. Zachęcamy do czytania i komentowania!
xoxo Ola i Weronika
Wybaczcie nam wszelkie niedociągnięcia i błędy, będziemy starać się jak tylko możęmy. Nie mamy pojęcia, co dalej napisać, więc to na tyle. Zachęcamy do czytania i komentowania!
xoxo Ola i Weronika
Subskrybuj:
Posty (Atom)